Zakup mopsa

 

Zakup mopsa wcale nie jest taki prosty jakby się mogło wydawać. Opisze nasze przejścia w procesie zakupu psa. Może wyciągniecie wnioski, ale po kolei….

Moja druga połowa bardzo chciała mieć psa ze względu na to, że w jej domu rodzinnym zawsze był zwierzak i była bardzo przywiązana do takiego towarzysza. Mieszkając w kawalerce nie bardzo były warunki do zakupu, ale po przeprowadzce do większego mieszania nie miałem już argumentów i przyszła ta pora :).

Z pośród wielu ras chcieliśmy psa przystosowanego do mieszkania w bloku. Przy naszym trybie pracy tzn: ja pracuje na 3 zmiany, a narzeczona od rana, wiadomo było, że przyszły członek rodziny będzie sam od 4 do 9 godzin. Chcieliśmy pieska, który mało szczeka ponieważ wiele razy spotkałem się z sytuacją u sąsiadów, że pod ich nieobecność pupil szczekał lub wył umilając innym życie. Szukaliśmy pieska nieagresywnego, o łagodnym usposobieniu. Najpierw zastanawialiśmy się nad buldogiem francuskim (wszędzie go widziałem, taka moda na tą rasę obecnie) ale przy wielu schorzeniach i różnych dolegliwościach u tej rasy (opinia po dokładnym przeszukaniu internetu i rozmowach ze znajomymi, którzy mieli lub ich rodziny posiadały wspomnianą rasę) odstąpiliśmy od tego wyboru ze względu na ból jaki mógłby powstać po stracie pupila lub jego choroby w niedługim czasie od zakupu. Ja chciałem buldoga angielskiego no ale trochę za duży, więc może jego miniaturkę (tak wtedy postrzegałem mopsy).

Na portalu Olx było wiele ofert z całej Polski. Szukaliśmy hodowli w promieniu 100km. Znaleźliśmy kilka ofert, mnie oczywiście interesowały te najtańsze, natomiast 2 połowa chciała czarnego mopsa i ze stowarzyszenia ZKwP FCI. W tamtym okresie nie było ofert spełniających te warunki. Znalazłem za to czarnego mopsa u hodowcy pod Wrocławiem w cenie 1200zł, hodowla oczywiście podlegająca pod Stowarzyszenie Pies i Kot albo Kellen Clab - nie pamiętam już dokładnie, ale tylko takie były na aukcjach. Po dotarciu na miejsce do małej miejscowości na jej obrzeżu, ostatnie 500m pokonane jakimiś wertepami jadąc za nawigacją na końcu drogi ukazał się dom jednorodzinny. Pomyślałem, że wszystko ładnie, pięknie - raz dwa załatwimy sprawę ponieważ został ostatni mops tj czarna suczka i wrócimy do domu. Po wyjściu z samochodu za domem był widoczny jakiś fragment naczepy od samochodu (wiecie taka paka stalowa ze starych dostawczych samochodów typu tir - odcięta i postawiona na ziemi), a z niej było słychać szczekanie wielu psów. Myślę sobie pewnie jakieś stróżujące albo u sąsiada ujadają jak to na wsi - nie zapaliła mi się jeszcze wtedy czerwona lampka. Po wejściu do domu nic niepokojącego nie rzuciło mi się w oczy oprócz czarnej wesołej strzały - naszego przyszłego nabytku. W pokoju gościnnym w kojcach były Chihuahuy - suka z młodymi i w drugim młode z innego miotu już starsze, a naokoło nas biegający mały mopsik. Uzbrojeni w wiedzę i szereg porad z internetu zaczęliśmy teleturniej 1z10, ale okazało się, że hodowlą zajmuje się żona, a jej nie ma, za to obecny na miejscu mąż tylko wpisze papiery i powie co i jak. Myślę sobie ok przecież to normalne każdy ma jakieś sprawy do załatwienia nic niezwykłego, poprosiliśmy o pokazanie rodziców suczki. Właściciel powiedział, że zaraz przyprowadzi zaznaczył, że osobno bo nie trzyma pary razem. Pokazał najpierw samca , który faktycznie był wypasiony i w ogóle, ale trzymał go na rękach, nie puszczał, w sumie pomachał nim i zaraz znikł. Następnie po dłuższej chwili przyprowadził suczkę albo raczej biedne zwierzę z zaropiałymi oczami. Po postawieniu jej na ziemi była przerażona, leżała i nie wiedziała co zrobić, nie była ona obyta z człowiekiem, miała sierść matową była zaniedbana, a widok psa ściskał za serce. Na pytanie ile było szczeniaków w miocie oraz dokładnej daty urodzenia otrzymaliśmy odpowiedz: „ nie pamiętam”. Właściciel po chwili zabrał z powrotem suczkę i zostaliśmy na chwile sami. Moja 2 połowa spojrzała na mnie ze łzami w oczach i powiedziała, że wychodzimy i tak też zrobiliśmy. Bardzo ciężko było podziękować i wyjśc kiedy mały wesoły mopsik biegał wokół nas.

W drodze powrotnej mieliśmy wyrzuty sumienia, że biedny pies został tam, a mogliśmy go kupić, ale tak właśnie wyglądają pseudo-hodowle, gdzie psy są chowane w klatkach na dworze czy jakiś pomieszczeniach gospodarczych i są eksploatowane jak przedmioty zarobkowe gdzie liczy się ilość.

Kupowanie u takich hodowców tylko ten proceder napędza i przyczynia się do dalszej działalności.

Po tej przygodzie, już nie wspominałem o okazji, gdzie cena była priorytetem. Znalazłem hodowce pod Częstochową oczywiście ze Stowarzyszenia ZKwP. Cena w miarę 2400zł , mopsy jedynie beżowe, no trudno po ostatnim kontakcie z pieskiem chęci jeszcze bardziej wzrosły. Wykonałem telefon, aby zadać kilka pytań na temat wieku pieska, szczepień, kondycji itp. Wszystko ok, umówiłem się na weekend po odbiór, a była środa. Jednak po ostatniej niemiłej przygodzie i zaliczeniu w obie strony prawie 400km stwierdziłem, że jednak dokładniej tym razem się przygotuje i zacząłem dokładnie szukać informacji o hodowcy. Po 30 min. szukaniu po nazwie i miejscowości na forach udało mi się ustalić, że pomimo iż to hodowla ze związku ZkwP to jest to jakaś pomyłka. Psy są trzymane w pomieszczeniu gospodarczym obok domu, absolutnie nie nauczone sikania na mate czy tego, że człowiek z nimi przebywa, nie są socjalizowane itp. stanowczo wiele osób opisywało nie miłe doświadczenia z hodowcą i radziło zastanowić się dwa razy zanim się zdecyduje.

I znowu w punkcie wyjścia, czas mija, presja rośnie i co tu wybrać, 2 połowa po wnikliwych poszukiwaniach i wielu pozytywnych komentarzach na facebooku zdecydowała, że chce tylko od hodowcy, którego znalazła na forum poświęconym tej rasie. Lokalizacja w okolicach Gliwic, więc w miarę blisko. Umówiliśmy się na wizytę i jedziemy. Na miejscu ładna willa, ogrodzenie itp. wrażenie bardzo dobre.Wchodzimy i jesteśmy poproszeni żeby umyć ręce i je zdezynfekować (nie było wtedy Covida i nikt o nim jeszcze nie słyszał) oraz żeby szurać nogami bo szczeniaki mogą podlecieć pod nogi. W pokoju gościnnym właściciele zebrali od nas wywiad jakiego psa chcemy, jaki tryb życia prowadzimy itp. oraz płeć pieska (w sumie ok 20 pytań) po czym zaprowadzili nas do pokoju obok i wskazali szczeniaka, który według nich będzie idealny dla nas (w kojcu było 9 szczeniaków, w sumie nie widziałem różnicy między nimi - no ale co ja tam wiem :) ). Hodowcy wyjęli tego „naszego” i podali mojej 2 połówce, no cóż miłość od pierwszego wejrzenia. Mając szczeniaka na kolanach 2 połówka i ja siedzieliśmy w salonie, a właściciele pokazali nam rodziców malca, którzy mieszkają z nimi i są traktowani jak członkowie rodziny. Wskazali na co powinniśmy zwrócić uwagę u tej rasy, pokazali dyplomy i medale rodziców i pozostałych mopsów. Para specjalizowała się tylko w mopsach. Posiadali ich w sumie 4, trzy suczki i jednego samca. Po godzinnej wizycie, uzbrojeni w nową wiedzę i w szoku po poprzedniej próbie zakupu wracaliśmy do domu. Na pożegnanie właściciele zaznaczyli, że wizyta nie jest wiążąca i żeby przemyśleć sprawę i jeśli się zdecydujemy to na podane konto bankowe należy wpłacić zadatek za pieska i za 4 tygodnie (po następnym szczepieniu) można przyjechać po jego odbiór.

Jak zapewne przypuszczacie zanim dojechaliśmy do domu (podróż trwała ok 60min) to decyzja została podjęta. Tak po prawdzie to zostałem poinformowany o podjęciu decyzji :) Zgadzałem się z nią, jedynie trochę bolała cena bo 4500zł za psa wydawała mi się jakimś kosmosem. Miałbym za to wypasionego laptopa? jednak po „ciekawych” doświadczeniach z poprzednią próbą zakupu decyzja była słuszna.